Poniedziałek, 9 grudnia 2024
Ministerstwo Edukacji Narodowej nosi się z zamiarem rezygnacji z ograniczenia liczby uczniów w zespołach szkolnych. Decyzja ta bazuje między innymi na badaniach, które potwierdzają, że wielkość klas nie ma wpływu na jakość nauczania. Niedawno resort edukacji zaprezentował stworzoną przez siebie nową podstawę programową przygotowaną z myślą o klasach 1-3. Znika z niej ograniczenie, które przewiduje, że w klasie szkolnej może być maksymalnie 26 uczniów. Limit ten został wprowadzony przez poprzednią ekipę rządzącą między innymi pod naciskiem rodziców sześciolatków, którzy obawiali się, że obowiązek szkolny będzie się wiązał z koniecznością uczestniczenia w zajęciach w przepełnionych klasach.
Badania oświatowe zwracają jednak uwagę na to, że znaczenie efektu małej klasy jest przeceniane, nie można mówić bowiem o bezpośrednim związku pomiędzy wielkością klasy i wynikami osiąganymi przez uczniów. Analiza prowadzona przez IBE obejmowała 69 klas, najpierw piątych, a potem szóstych. Dzieci sprawdzano pod kątem nabytych przez nie umiejętności podstawowych. Po przełożeniu danych na wykresy stało się jasne, że nie ma mowy o prostej zależności, jaka zachodziłaby pomiędzy liczebnością klasy i sukcesami uczęszczających do niej dzieci. O różnicy nie było też mowy, gdy analizie poddano wskaźnik tak zwanej edukacyjnej wartości dodanej, a więc ten, który mierzy, ile wiedzy zdobyli uczniowie dzięki uczęszczaniu do szkoły. Nie ma zatem dowodu na to, że poprzez zmniejszenie liczebności klasy automatycznie podniesie się jakość samego nauczania. Wyniki badań studzą więc nieco zapał charakterystyczny dla entuzjastów małych klas.
Trudno nie postawić sobie jednak pytania o to, dlaczego intuicyjne wydaje się nam, że małe klasy będą lepsze dla uczniów? Wiele wskazuje na to, że jest to przede wszystkim skutek nacisku wywieranego przez grupę dobrze wykształconych rodziców. Ich dzieci z małych oddziałów szkolnych rzeczywiście mogą osiągać lepsze wyniki. Okazuje się jednak, że odpowiada za nie nie tyle szkoła, ile kapitał społeczny, którym dysponują takie maluchy. Potwierdzają to wyniki badań znajdujące związek pomiędzy szkolnymi sukcesami dzieci i wykształceniem ich rodziców.
Polscy badacze zwracają też uwagę na to, że poprawa jakości nauczania nie musi też wiązać się z liczbą znajdujących się w klasie nauczycieli. Brak nauczyciela wspomagającego wcale nie oznaczał gorszych wyników. To informacja szczególnie wartościowa, gdy ma się na uwadze jeden z kluczowych postulatów Men mówiący właśnie o wprowadzeniu do klasy drugiego nauczyciela. Dobra opinia o niewielkich klasach może wynikać też z tego, że nauczyciele nie muszą tracić w nich tak wiele czasu na utrzymanie porządku.
Badania IBE przeprowadzone wśród nauczycieli potwierdzają, że co trzeci pedagog uważa, że liczba uczniów ma bardzo duży wpływ na panujący w klasie klimat. Sama klasa nigdy nie powinna być jednak zbyt mała, trudno bowiem liczyć w niej na działanie tak zwanego efektu rówieśników. Gdy zespół szkolny jest większy, uczniowie mają też automatycznie większe szanse na zdobycie takich kolegów, którzy uczą się podobnie do nich, a to ma bardzo dobry wpływ na samą motywację dziecka. Warto zresztą podkreślić, że wcale nie musimy się wstydzić z powodu liczebności klas w Polsce, należą one bowiem do najmniejszych w OECD. Statystycznie w szkole podstawowej, w jednej klasie uczy się osiemnaścioro dzieci, w gimnazjum zaś liczba ta wzrasta do zaledwie 22 uczniów. W Niemczech liczby te to odpowiednio 21 i 24, a w Chinach liczba uczniów w klasie szkolnej nadal jest bliska czterdziestu.
Komentarze (0)